Jak inni radzą sobie z końmi, a jak radze sobie ja...
a może pominę pierwszą cześć i od razu przejde do JA :D
Czasem
zdarza się np , ze taki koń pośliznie się. Czasem zdarza się, ze stanie
się to kolo Was.. i co wtedy? Znaczy co wtedy robię ja? Ano tego
konisia ..... łapię!!! Bo się dziecko przewróci jeszcze abo co...
tja.. koniś Kubuś waży coś ponad 600 kg... ;)
Powiecie debil? odpowiem - jawohl!
Albo
człowiek latawiec... ileż to już razy... Dziś na przykład postanowiłam
zaprowadzić Kubusia na pastwisko, bo kilka dni stał kolo domu, bo kupa
śniegu, każdy wie, nawet ja, ze to sie skakać chce, latać, brykać....
Ano i mamy bryknięcie - ze mną na linie ;) Dlatego nazywam to człowiek -
latwiec ;) Ja - w powietrzu, ale uczepiona tej liny kurczowo, a Kubuś
radośnie podskakujący i machający zadem z fantazją Puchatka... ;)
Wracam
więc do domu, bo zimno, bo buty przemoczyłam ostatnie już (przeciez
musialam zostac z Kuba i robić zdjęcia, nic, ze mnie sponiewierało w
śniegu po pas praktycznie ;) ), a więc wracam i wymyślilam sobie, ze
jako człowiek wsi, upiekę chleb, jak inni! Przecież każdy teraz chleb
piecze na wsi, oczywiscie w przerwie miedzy artystycznym rąbaniem
drzewa, a wyszywaniem miliona serwetek i na ten przykład aranżowaniem
stołu, coby było jeszcze piękniej! Chleb odstawiłam do wyrośniecia, w
przepisie mówią, ze ma podwoić objętość, rósł sobie więc w misie, na oko
6 razy większej, niż to co tam upchałam. O chlebie sobie przypomniałam
jakoś niedawno, Wyrósł tak, ze połowa ciasta zalewa teraz moją kotłownię
(kazali w ciepłym, a to jedyne ciepłe pomieszczenie ) i znowu, znowu
myślę sobie - kurwa mać, miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze!
obrazkowo dziś: Książe - no przecie to widać od razu, ze czub!